Dyplom MBA to cenny atut na rynku pracy i dlatego tak wielu chce go zdobyć. Poza tym, przynajmniej do tej pory, absolwenci podyplomowych studiów menedżerskich zarabiali znaczniej więcej niż pozostali.
Przeciętna płaca posiadacza dyplomu studiów MBA wynosiła w ubiegłym roku 12,6 tys. złotych. To o jedną piątą więcej niż rok wcześniej i prawie trzy razy tyle, ile zarobki pracowników z wyższym wykształceniem, ale bez specjalistycznych studiów menedżerskich - wynika z najnowszego Internetowego Badania Wynagrodzeń firmy Sedlak & Sedlak.
Mieczysław Błoński, dyrektor programu MBA Uniwersytetu Wisconsin - La Crosse i Uczelni Łazarskiego, przypomina, że w trudnych dla gospodarki czasach zwiększa się nabór kandydatów na studia MBA. To zjawisko odwróconego cyklu koniunkturalnego fachowcy tłumaczą m.in. tym, że w czasach koniunktury, gdy firmy walczą o dobrych menedżerów, ich zarobki rosną nawet bez dyplomu MBA. W gorszych czasach, gdy zarobki utrzymują się na tym samym poziomie albo spadają, motywacji do zdobycia nowych umiejętności i kwalifikacji przybywa.
Na Zachodzie, gdzie absolwenci najbardziej cenionych programów Executive MBA w Wharton School czy Columbia Business School zarabiają trzy lata po ich skończeniu 50 - 70 proc. więcej niż przed ich rozpoczęciem.
Cięć jeszcze nie widać
Mimo to Mieczysław Błoński ocenia, że u nas odwrócony cykl koniunktury w kształceniu menedżerskim może być słabszy niż na Zachodzie, ponieważ nasi słuchacze studiów MBA w dużo większym stopniu korzystają ze wsparcia pracodawcy. Według danych uczelni w ostatnich latach zdecydowana większość uczestników menedżerskich kursów mogła liczyć na wsparcie finansowe swej firmy, które zwykle sięgało 60 - 80 proc. kosztów nauki. Studia MBA były traktowane przez wielu pracodawców jako część pakietu benefitów, czyli dodatków pozapłacowych dla firmowych talentów. Teraz, jak wynika z badań firmy doradczej Hay Group, prawie 40 proc. dużych polskich przedsiębiorstw zamierza ograniczyć wydatki na szkolenia.
W czasach gdy prezesi banków prześcigają się w skali planowanych cięć, ofiarą mogą też paść studia menedżerskie.
- Jeszcze za wcześnie, żeby to ocenić. Jednak nie można być naiwnym - kryzys oznacza, że firmom znacznie trudniej podjąć decyzję o poważnej inwestycji w kapitał ludzki, jaką są studia MBA - ocenia prof. Witold Orłowski, dyrektor Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej. To niezbyt optymistyczna perspektywa dla około 50 prowadzonych w Polsce programów MBA, choć te najbardziej znane nie boją się spowolnienia.
Anna Paciorek, rzecznik Akademii Leona Koźmińskiego, twierdzi, że na razie uczelnia nie odczuwa skutków korporacyjnych oszczędności. - Większość firm, które kierowały swych pracowników na studia MBA w naszej uczelni, nadal to robi i zgłasza podobną liczbę osób jak dotychczas - podkreśla.
Również Agnieszka Zydlewska z Warsaw Executive MBA twierdzi, że w porównaniu z zeszłym rokiem teraz widać nawet większe zainteresowanie. - Ale jak to przełoży się na zgłoszenia, będziemy wiedzieć dopiero w czerwcu - zaznacza, dodając, że w tym roku organizatorzy spodziewają się mniejszej liczby kandydatów z sektora finansowego.
- Firmy ociągają się ze zgłaszaniem kandydatów, uważając, że jest to dużym ryzykiem - przyznaje prof. Roman Głowacki, dyrektor Centrum Kształcenia Menedżerów przy Wydziale Zarządzania UW. Mieczysław Błoński, dyrektor najdroższego w Polsce American MBA Uniwersytetu Wisconsin - La Crosse i Uczelni Łazarskiego, twierdzi, że już zgłaszają się kandydaci na startującą w czerwcu drugą edycję programu, który kosztuje 24,5 tys. euro. Przyznaje jednak, że można zauważyć mniejszy dopływ kandydatów finansowanych przez przedsiębiorstwa.
Nauka na raty
Prof. Orłowski jest przekonany, że naprawdę dobre i renomowane programy sobie poradzą, choć większe problemy mogą dotyczyć programów mniej znanych. Jak przypomina, kryzys stawia zupełnie nowe wyzwania przed firmami i kadrą menedżerską, a studia MBA mogą inspirować do nowatorskich rozwiązań. Tym bardziej że polskie uczelnie wprowadziły w ostatnich latach, a nawet miesiącach, sporo zmian w programach MBA, starając się je dopasować do nowych warunków, uwzględniających w programach z finansów, etyki biznesu, zarządzania strategicznego, czy zarządzania ryzykiem zagadnienia związane z obecnym kryzysem.
Wprawdzie nie ma na razie specjalnych finansowych ofert na czas kryzysu, ale praktycznie wszystkie uczelnie oferują możliwość pokrywania opłat za studia np. w ratach kwartalnych. Niektóre szkoły akceptują opłaty za pojedyncze semestry, a nawet za poszczególne przedmioty i pomagają swym słuchaczom w uzyskaniu kredytu na sfinansowanie kosztów nauki.
Źródło: Rzeczpospolita
Artykuł pozyskany na podstawie licencji udzielonej przez Wydawcę